Zimnę Kąty i cztery Anki, czyli o wrześniowych weekendówkach.

Dlaczego wrzesień to idealny miesiąc na wyjazd w Polsce? Powodów jest wiele, oczywistością dla każdego jest początek roku szkolnego. Jakie możliwości owierają się przed podróżnikiem we wrześniu?

Wyjazd nad morze

Lato na polskim wybrzeżu może negatywnie zaskoczyć niejednego konesera ciepłych klimatów, stąd mnogość ofert biur wycieczkowych i Polaków zarzucających fejsa i insta widokami z last minute. Czy to źle? Oczywiście że nie, każdy powinien spędzać wakacje tak jak lubi.

Pandemia wiele pozmieniała, dopiero teraz zauważalne jest w jak znaczny sposób wyjazdy poza granice Polski rozładowywały i tak już liczny napór zakopiańskich i sopockich turystów. Rozbicie obozu na plaży wśród miliona parawanów ciężko nazwać wypoczynkiem. Dlatego dla osób nieposiadających uczących się bombelków, alterantywą jest wyjazd poza sezonem.

Zeszły rok obfitował u mnie w wyjazdy i to nie tylko te zagraniczne. Poznawanie uroków Suwalszczyzny i weekendówki poza miastem to coś co nakręca mnie do życia. Aktualna sytuacja nie sprzyja podróżnikom, ale zawsze można znaleźć alternatywkę, żeby nie siedzieć w domu i pozbyć się depresyjnej klaustrofobii warszawskiej kawalerki. Dla mnie taką ucieczką ma być teraz blog.

Rok temu we wrześniu miałam okazję porównać 2 polskie kierunki – morze i góry.

Pierwszy wyjazd był spowodowany głównie dostępnością darmowego noclegu w Kątach Rybackich. Choć na zewnątrz była pizgawica, dla osób z chorą tarczycą jest to idealny moment na spacer nad Bałtykiem. Natężenie jodu w powietrzu uzupełnia składnik w organizmie i daje bardzo dużo energii do życia. Choć pogoda nie była piękna, to nie było problemu z siedzeniem na ciepłym jeszcze piasku bez parawanu.

Mój pech jest taki, że na nadmorskich wyjazdach nigdy nie trafiam na dobrą pogodę, więc i tym razem nie spodziewałam się fajerwerków. Plaża w Kątach była całkowicie pusta, jakby zarezerwowana dla VIPów, którymi w ten weekend byliśmy my. Rozłożony kocyk, trochę piwka i Prossecco, gry towarzyskie i full relax, którego tak bardzo nam na codzień brakuje.

Wlaśnie to dają mi wyjazdy – odcięcie się na chwilę od rzeczywistości i problemów. Mogłabym w ogóle nie dotykać telefonu, gdyby nie potrzeba uwiecznienia takich bezcennych chwil. Rodzina, przyjaciele, zawsze ktoś mi towarzyszy, a tych chwil spędzonych w tak rzadkich momentach nikt mi już nie zabierze.

Wracając do wyjazdu, Kąty nie są najbardziej atrakcyjnym turystycznie miejscem na globie, ale we wrześniu zapewniają intymność i spokój. Knajpy są już w większości pozamykane, turystyka umiera czekając na kolejny sezon letni.

Jedna ciekawostka z Kątów – jest tam bardzo dużo kormoranów, które swoimi żrącymi odchodami wyjałowiły część lasu. Można powiedzieć że to ich kawałek Ziemii, bo mają tutaj swój ptasi rezerwat.

Geograficznie mówiąc w Kątach zaczyna się początek Mierzei Wislanej, co oznacza że w miejscowości mozna przebywac zarówno nad Morzem Bałtyckim jak i Zalewem Wiślanym. Dojazd z Wawki zajmuje około 3,5 godziny, warto!

Jeśli chodzi o wyjazd nad morze, to właściwie tyle. Zmarzły nam tyłki, głowy bolały po wieczornym pijactwie, więc wróciliśmy.

Wyjazd w góry

Już jakiś czas chciałyśmy zrobić sobie z dziewczynami wypad na weekend w góry. Jedyne czego nie można zaplanować to pogoda, ale są też inne ograniczenia.

Po pierwsze dojazd. Nie chciałyśmy kolejny raz jechac do Zakopca, bo byłysmy tam w zimę. Tym razem chciałyśmy zobaczyć cos innego niż Tatry. No więc co? Żadna z nas nie mogła wziąć samochodu, wiec w gre wchodził jedynie pociag lub autobus. Po sprawdzeniu różnych kierunków wybrałyśmy więc Beskidy i Wisłę. Karkonosze zostały wykluczone ze względu na zbyt długi dojazd, tak samo Bieszczady, a w pozostalych górach każda z nas kiedyś już była. Zresztą Beskidy to dla mnie tez nie pierwszyzna.

Problem z brakiem samochodu też decyduje o tym, żeby wybierać miejscowości z dużymi możliwosciami komunikacyjnymi tak żeby na miejscu mieć busa lub jakąkolwiek możliwość przemieszczenia sie do szlaku.

Po drugie czas. Miałyśmy tylko weekend – wyjazd w piątek po południu, powrót w niedzielę wieczorem. Nie mogłyśmy marnować cennych godzin na dojazd, bo miałyśmy dośc sztywny plan.

Najlepsze było to, że niewiadomo dlaczego zarezerwowałyśmy pociąg tylko do Bielska-Białej, bo byłyśmy przekonane że nie dojeżdża on do Wisły. Upsi. Zobaczylam przynajmniej dość ładne miasto południowej Polski. Po nocy w hostelu i przejeździe autobusem, w końcu dotarłyśmy do Wisły. Okazało się, że w najbliższym czasie nie ma żadnego busa który mógłby nas zawieźć na szlak, więc musiałyśmy wziąć taksę. Za kilkukilometrowy przejazd pod Baranią Górę zapłaciłyśmy w obie strony 140złotych… No cóż, nikt nie mówił że będzie tanio, chociaż cenowo mogłam sie poczuć jakbym byla w Saint-Tropez.

W końcu zaczęłyśmy wędrówkę w górach i mimo połowy wrzesnia, był to jeden z piekniejszych weekendów w tamtym roku. Słońce świeciło do tego stopnia, że niekiedy wystarczył tylko T-shirt. Dopiero na wypłaszczonym terenie szczytu dogonił nas wiatr.

Zapomniałam wspomnieć o jednym szczególe, który sprawił że ten wyjazd był wyjątkowy. Byłyśmy we cztery i każda z nas nazywa się Anna. Wyobraźcie sobie jak ktoś mówi „ale Ty jesteś głupia, Anka” a obrażają sie 4 dziołchy. Towarzystwo nie do opanowania. Co jest najdziwniejsze, w trakcie wyjazdu jesli któraś mówiła „Ania” to odwracała sie tylko jedna i to ta odpowiednia. Może to tembr głosu albo jakas kosmiczna siła o tym decydowała, że za każdym razem wiedziałyśmy do której sie tu przemawia.

No dobra, ale wracając do historii wędrówki, muszę wspomnieć o bardzo pieknym krajobrazie. Las zmieniał się bardzo dynamicznie, każde kolejne pół godziny w górę było zupełnie inne od poprzedniego. Miejscami widać było juz nadchodząca jesień, wszystko sie powoli czerwieniło. Jedyna negatywna rzecz która zapamietałam to beznadziejne oznakowanie szlaku. Wcześniej nie spotkalam sie z tym, żeby na szlaku nie było drogowskazów, a oznaczenia były zrobione przezroczystą farbą na drzewach, tak jak niebieski szlak na Baranią.

Dolina Białej Wisełki jest na prawdę malownicza i pusta o tej porze roku. Dopiero około pół godziny przed szczytem spotkałyśmy ludzi. Może to kwestia samego szlaku, bo przy schodzeniu wybrałyśmy inną drogę wzdłuz Doliny Czarnej Wisełki, gdzie znajduje się schronisko przyciagające troche więcej ludzi.

Droga w jedną stronę zajeła nam ok 2,5 godziny, szlak jest bardzo prosty, zresztą wysokość Baraniej to zaledwie 1220 metrów. Na szczycie wypiłyśmy regeneracyjnego drinka i zeżarłyśmy kabanosy i chipsy, jak na prawdziwe sportowczynie przystało. Następnie po krótkim odpoczynku podziwiałysmy góry z wieży widokowej.

Droga powrotna jakby bardziej sie dłużyła, dojście do punktu wyjścia zajęło nam prawie 3 godziny. Zmęczone ale zadowolone wróciłysmy do miasta, wskoczyłyśmy do pierwszej lepszej knajpy na obiadokolację, a po powrocie do pensjonatu i ciepłej kapieli zległyśmy z wykończenia.

Dzień był intensywny, nie ma co ukrywać, poruszanie sie z ciężkimi plecakami po późnowieczornym posiedzeniu dnia poprzedniego, podróż autobusem i przejscie kilku kilometrów w górach człowiek nie nadaje się juz do wielkich czynów. Warunki w pensjonacie były idealne na kimkę, w ogóle sam dom był piekny, kazdy pokój inaczej ozdobiony, a rękodzieło i jedzenie jak u niejednej babci. Sama gospodyni była przemiła i jest to jeden z tych pensjonatów do których chciałabym kiedys wrócić. Unikat i perła wśród szarych i nijakich bookingów, tudzież airbnb.

https://www.booking.com/hotel/pl/willa-pod-jemiola-wisla.pl.html

Nasz weekend sie skończył, powrót do Warszawy był długi i tłoczny. Nic to jednak w obliczu tego co zobaczyłyśmy i jak bardzo zrelaksowałyśmy się w swoim towarzystwie. Cztery Anki, ba! wśród tych babeczek były 2 skorpiony, a potrafiłysmy sie dogadać i żyć ze sobą w zgodzie przez 3 dni 🙂

Towarzysko oba wyjazdy były ekstra, ale widokowo wygrały u mnie góry. Co zobaczysz to już nie odzobaczysz, co w tym przypadku jest wspaniałe.

Oznaczenie szlaku niebieskiego na skrzyżowaniu

Podsumowując ,plusy z całej sytuacji zarówno w przypadku wyjazdu nad morze jak i w góry są liczne.

  1. Wrzesień oferuje stosunkowo dobra pogodę, sam początek miesiąca potrafi być cieplejszy niż czerwiec czy lipiec, w końcu nadal trwa kalendarzowe lato.
  2. Brak korków na najczęciej uczęstszanych w sezonie trasach dojazdowych i mniejsza ilość osób podróżujących innymi niż samochód środkami komunikacji. Ta sytuacja sprzyja zmniejszeniu czasu przyjazdu nawet podczas weekendów oraz zwiększenia komfortu podróżowania w srodkach masowego przewozu.
  3. Knajpy, knajpeczki, drineczki. Brak kolejek w porze obiadowej i niższe ceny posiłków to marzenie każdego rodaka. Jest to jednak możliwe podczas wyjazd poza sezonem. Czy budki z goframi są zmknięte? Nie. Czy rybki nie zjesz prosto od rybaków? Nie. Wszystko jeszcze działa, nic tylko korzystać.
  4. Puste plaże i szlaki turystyczne. Nad Bałtykiem można spotkać emerytów lub sanitariuszy poszukujących jodu i odpoczynku. W górach można zdobywać wierzchołki, nie spotykając ani jednego turysty aż do samego szczytu.
  5. Baza noclegów nagle staje się dziwnie dostępna, a kwatery, pensjonaty i hotele przechodzą w tryb „cen poza sezonem”. Nic tylko korzystać!

Jakie mogą być minusy wrześniowych wypadów?

  1. Jeśli nie lubisz wiatru, wyjazd tuż przed jesienią może okazać się dość uciążliwy
  2. Kluby i imprezja zamykające się w godzinach porannych momgą być już niedostępne – w większych miastach oczywiście nie ma takiego zgrożenia, jednak kurorty często kierują się swoją sezonowoscią. Alternatywą jest wyjazd do Zakopca lub Katowic – w górach sezon trwa cały rok.
  3. Ilość pociągów i autobusów zmniejsza się tuż z rozpoczęciem roku szkolnego, niekiedy utrudniając dojazd do miejsca docelowego o porządanej godzinie.
  4. Część nadmorskich smażalni na pewno będzie już zamknięta, ciężko może być równiez o sklep 24/7, więc warto sprawdzić przed wyjazdem bliskość obiektów. Spacer 6km po wodę do zamkniętego sklepu, na pewno dla nikogo nie będzie przyjemnością.
  5. Zimna woda – Bałtyk co prawda nie zamarza, a woda jest w podobnej temperaturze jak w sierpniu, ale częsty porywisty wiatr i niższa tempetarura w ciągu dnia nie pozwala się wygrzać. Nikt przecież nie chce chodzić z kaszlem podczas pandemii – szkala i obrzucanie pomidorami nie jest mile widziane.

2 myśli na temat “Zimnę Kąty i cztery Anki, czyli o wrześniowych weekendówkach.

Dodaj komentarz